Recenzja wyd. DVD filmu

Czas zemsty (2003)
Michael Oblowitz
Steven Seagal
Corey Johnson

Zabijaj na śmierć

Steven Seagal najlepsze lata ma już niestety za sobą. Czasy, kiedy występował w filmach niezłych (choć nigdy wybitnych) typu "Nico" czy "Wygrać ze śmiercią", należą już do przeszłości, a każdy
Steven Seagal najlepsze lata ma już niestety za sobą. Czasy, kiedy występował w filmach niezłych (choć nigdy wybitnych) typu "Nico" czy "Wygrać ze śmiercią", należą już do przeszłości, a każdy kolejny obraz z udziałem mistrza utwierdza mnie w przekonaniu, że chyba już nie powrócą. Ostatni film z udziałem Seagala, jaki miałem okazję obejrzeć, nosił tytuł "Czas zemsty", i to właśnie on będzie tematem niniejszej recenzji. Na początku filmu czeka nas niespodzianka. Otóż Seagal występuje w nim w roli szanowanego i cenionego profesora, specjalisty od starożytnych Chin. Podczas jednej z wypraw orientuje się jednak, że mafia wykorzystuje przygotowywane przez niego paczki z artefaktami do przemytu narkotyków. Co będzie działo się dalej, już łatwo przewidzieć. Chińczycy mordują żonę profesora, a ten wypowiada im bezpardonową wojnę. Przy okazji dowiadujemy się, że w przeszłości bohater był Duchem - najgroźniejszym złodziejem Szanghaju, Nowego Jorku i Paryża oraz poznał tajniki wschodnich sztuk walk w stopniu mistrzowskim (czego będziemy przez kolejnych kilkadziesiąt minut świadkami). Profesor wyrusza na krwawą misję, a jego tropem podążają amerykański agent FBI i policjantka z Hongkongu, którzy wierzą, że dzięki niemu uda im się dotrzeć do najważniejszych przywódców chińskiej mafii. Kiedy wiele miesięcy temu obejrzałem "Cudzoziemca" - wcześniejszy film z Seagalem, do którego zdjęcia powstawały m.in. w Polsce - totalnie się załamałem. Produkcja była chyba jedną z najgorszych, jakie miałem okazję obejrzeć w swoim życiu, poziomem dorównywała równie "udanemu" "Reichowi" Władysława Pasikowskiego. Fatalne aktorstwo, beznadziejne dialogi, banalna fabuła i niedopracowane choreografie walk sprawiły, że miałem poważne problemy z dotrwaniem do końca seansu. "Czas zemsty" jest lepszy niż "Cudzoziemiec", co jednak nie czyni z niego filmu dobrego. Steven Seagal nigdy dobrym aktorem nie był, a najnowsza produkcja tylko to potwierdza (choć w tym filmie jeszcze gorzej wypada Chińczyk, grający postać szefa mafii i "obskakujący" cały film jedną miną). Popularność zyskał dzięki defektowym scenom walki, w których mógł dawać popis swoim niesamowitym umiejętnościom. W "Czasie zemsty" nie zabrakło oczywiście pojedynków, ale daleko im niestety do doskonałości. Ze wszystkich starć broni się jedynie walka z przeciwnikiem posługującym się stylem małpy, który wyróżnia się ciekawą choreografią. Pozostałe pojedynki są w większości źle sfilmowane i sprawiają wrażenie, jakby reżyser filmu nie za bardzo miał pojęcie, jak realizuje się kino akcji. Kamera skacze z miejsca na miejsce, zwolnione ujęcie wmontowane są w najmniej odpowiednich miejscach, a całość sprawia wrażenie totalnego chaosu. Steven Seagal od kilku lat stara się powrócić do pierwszej ligi, jednak do tej pory udaje mu się osiągnąć tylko tyle, że coraz częściej jego filmy powstają z myślą o rynku wideo i DVD z pominięciem dystrybucji kinowej. Jeśli nadal będzie kręcił produkcje takie jak "Czas zemsty" bez scenariusza i efektownych pojedynków, to zapewne do końca kariery pozostanie już aktorem niszowym. Najnowszą produkcję z udziałem gwiazdora mogę polecić (a i to z ciężkim sercem i pod pseudonimem) jedynie zagorzałym fanom Seagala. Pozostałym widzom, którzy mają ochotę na obejrzenie solidnego filmu sensacyjnego, sugeruję omijać ten tytuł szerokim łukiem.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?